Polski chłodnik zachwycił Petriniego – szef Slow Food z wizytą w Polsce
Każdy ma prawo do smacznego jedzenia – przypominał Carlo Petrini na sandomierskim zamku, podczas spotkania w maju 2012 roku, z polskimi członkami Slow Food. To właśnie podczas bezpośredniego spotkania, można przekonać się o charyzmie szefa Slow Food, którego idea, by stworzyć grupę osób ceniących sobie dobry smak, zdołała porwać setki tysięcy ludzi na całym świecie.
Gdy Carlo Petrini poprzednio był w Polsce, w latach 70-tych, Slow Food International raczkował . Dziś jest potężną wpływową organizacją, już nie tylko przeciwstawiającą się fast foodom, ale walczącą o przetrwanie lokalnych producentów, prowadzącą światowe kampanie na temat dobrego jedzenia, bez polepszaczy i sztucznych pokarmowych odpowiedników, zabiegającą o ochronę cennych zasobów naszej planety. Carlo Petrini poznał wiele smaków. Ale po tamtej wizycie sprzed lat, zapamiętał jedną polską zupę.
ZOBACZ fragment rozmowy Petriniego z Robertem Mazurkiem na sandomierskim zamku.
Nie można wziąć wszystkiego z ziemi, bo nie starczy dla przyszłych pokoleń – to co może wydawać się stwierdzeniem banalnym, staje się oczywiste, przy okazji spotkań z osobami takimi jak Petrini. I nawet historia o końskim łajnie, które jak mówił – „jest radością ziemi!”, w przeciwieństwie do chemikaliów, najpierw wywołuje wesołość, a potem skłania do refleksji. Bo jedząc to, co zazwyczaj przynosimy z supermarketu, nie mamy czasu zastanawiać się, jak powstało. Albo często wolimy się nie zastanawiać. Czy jemy naprawdę jedzenie, czy połowa z tego to chemia? Czy dany produkt powstał przy poszanowaniu czyjejś pracy ? Czy też jest inaczej i np. pomidory zostały – jak mówił Petrini – zebrane na południu Włoch przez ludzi z Afryki, którzy są traktowani jak niewolnicy….. Zamiast bez zastanowienia wrzucać do sklepowego koszyka, można dokonywać wyborów. Lepiej kupić te warzywa, które znajdziemy na targu u lokalnych producentów, niż te, tygodniami dojrzewające w transporcie. Im więcej takich jednostkowych decyzji, tym większa siła lokalnych producentów, którzy są w stanie zapewnić świeże produkty. Może wybór warzyw w ciągu roku nie będzie tak duży, ale z czasem docenimy różnicę w smaku.
Dziś jedzenie musi być nie tylko dobre. Droga jego przygotowania, nie może niszczyć ekosystemu – przypominał Petrini, który początkowo tworzył Slow Food w oparciu o filozofię dobrego smaku. Dziś działalność Slow Foodu to nie tylko propagowanie tego, co smaczne. Przez lata stało się jasne, że to co „smaczne” jest zagrożone wyginięciem , bo monokultury, filozofia masowej produkcji, polityka różnych państw, przepisy prawa – wszystko to ma swoje konsekwencje i często oznacza „być albo nie być” dla lokalnych producentów. Kluczową postacią jest ten, który żywność wytwarza – rolnik. Chcemy – mówił Petrini, by w przyszłości „rolnik” oznaczało tego, który będzie mógł utrzymać się z własnej pracy, będzie miał możliwość wysłania dzieci na studia i będzie go stać na to, by pojechał na wakacje czy poszedł do teatru. Nowa Europa ma wspierać małych i średnich producentów – dodawał i pytał, dlaczego królowa brytyjska jest jednym z największych beneficjentów europejskich funduszy, skoro większość jej terenu nie jest uprawiana.
Slow Food, to nie tylko świadomi konsumenci. Ludzie „spod znaku ślimaka”, tworzą na całym świecie sieć współpracy między tymi, którzy mają wpływ na to, co jemy; kucharzami, restauratorami, naukowcami czy po prostu pasjonatami. I choć Slow Food najsilniejszy jest oczywiście w mekce produktów regionalnych i miejscu powstania – we Włoszech ( 38 procent wszystkich światowych członków wg danych Slow Food z 2012r.), to działa w wielu innych krajach. Na przykład wspiera drobnych producentów w Afryce, zakładając ogrody ( w styczniu 2013 było ich 677), na których lokalne społeczności uprawiają to, co przynależne ich tradycji. To część kampanii przeciwdziałania zagarnianiu dużych połaci ziemi przez wielkich obszarników i zabierania lokalnej ludności możliwości uprawy tej ziemi. Projektów jest więcej; promowanie wysokich standardów żywienia w miejscach publicznych czyli „Super Stołówka”, promowanie połowów na małą skalę i odpowiedzialnego korzystania z zasobów wód morskich a więc „Slow Fish” , czy w końcu „Raw Milk Cheese „ – wołanie o prawo do produkcji wyrobów z mleka niepasteryzowanego i przekonywanie, że przy odpowiednim postępowaniu, produkty te są cenne w swoim smaku i nie są szkodliwe. Grzechem byłoby nie wspomnieć o „Arce Smaku” czyli wielkim projekcie katalogowania i ochrony przed wyginięciem unikalnych i cennych produktów, roślin czy ras zwierząt. Bo czy nie warto ocalić od zapomnienia Oleju Arganowego z Maroka, Wanilii Mananara z Madagaskaru, Sera Gloucester z Wielkiej Brytanii? Albo polskiego Oscypka, który znalazł się w Arce Smaku w 2000 r., pośród pierwszych 19 produktów ? Warto, by nie zamieniono ich na tanie odpowiedniki. Szef Slow Food International miał okazję zobaczyć producentów polskich serów zagrodowych, podczas odbywającego się (18 -20.05.2012) w Sandomierzu , II Ogólnopolskiego Festiwal Nieskończonych Form Mleka.
Dziś w Arce Smaku jest około tysiąca pozycji z ponad 50 krajów, a Slow Food ma ponad 100 tys. członków na całym świecie. Czy Carlo Petrini spodziewał się takiego odzewu na swoją ideę, zrodzoną z prostego sprzeciwu wobec postawienia sieciówki fast food, przy Schodach Hiszpańskich w Rzymie? Na to pytanie Carlo Petrini odpowiadał „smakujzycie” na sandomierskim rynku. ZOBACZ
Niczego nie można robić bez pasji – mówił Petrini do członków Slow Food Polska z którymi spotkał się na sandomierskim zamku. I jeśli działanie w Slow Foodzie nie sprawia wam przyjemności i satysfakcji , rzućcie to. Pytał kiedy zobaczy polskiego studenta/kę na Uniwersytecie Nauk Gastronomicznych w Pollenzo ( www.unisg.it) – jedynym takim na świecie założonym z inicjatywy Slow Food. Dziś 60 procent studentów jest tam spoza Włoch. Według stanu na jesień 2012 , w Polsce było ok. 500 osób działających „pod znakiem ślimaka”. Więcej na : www.slowfood.com i www.slowfood.pl.